Jak spartolić fajna ideę – czyli MPAY

Od kilku miesięcy istnieje możliwość płatności za bilety komunikacji miejskiej i parkingi za pomocą … komórki.

Wydawało mi się, że to działa (powinno) tak …

Wchodzę do autobusu, wysyłam prostego sms’a na prosty numer dostaje czytelne potwierdzenie, a mój rachunek telefoniczny jest obciążony kwotą 2,80 PLN. Dało by mi to dwie korzyści, po pierwsze nie musiał bym zasuwać do kiosku po kilka biletów (lub kupować u smutnego kierowcy) i miałbym scentralizowaną, odległą w czasie jednorazową płatność. Niestety działa to inaczej!

 

Jak działa MPAY?!

Przede wszystkim nie da się z autobusu kupić pierwszego biletu. Trzeba zalogować się na stronie MPAY, założyć profil i potwierdzić taka chęć  klikaniem w linki z e-mailowych wiadomości. Następnie trzeba się WYLOGOWAĆ … przejść na stronę główną (nie ma bezpośredniego linka) i tam poszukać (na zupełnie nieczytelnej stronie )opcji „Jak zasilić konto” … gdzie musimy podać nr komórki i kwotę o jaką chcemy zasilić konto … Tam dowiadujemy się ..”mPay nie pobiera prowizji za zasilanie elektronicznej portmonetki! ” co znaczy tyle, że po wybraniu np.. 10 PLN zostaniemy obciążeni dodatkową prowizją 30 gorszy, bo przecież MPAY na siebie tego nie weźmie …. (ach rozpieściły nas te sklepy internetowe nie ma co ;)

I teraz najgorsze.…

Jak masz PLUSA, to to pewnie jakoś dalej działa … ale jak nie masz, to musisz wykonać połączenie telefoniczne na odpowiedni numer … wraz z dodatkowymi identyfikatorami usługi i oraz kodu osobistego … Jezu … jak ci biedni ludzie przez to przechodzą  … Więc w całości numer wygląda mniej więcej tak „+48791145145p220040p1111” Połączenie trwa około minuty!!!, jak przerwiesz wcześniej … zapomnij o bilecie. Nawet jak już się wszystko wprowadzi i usłyszysz upragnione, że coś tam zostało zaakceptowane, to jeszcze musisz wisien około 15 sekund na linii do samoczynnego rozłączenia … bo inaczej po bilecie.

Dostajesz SMSa … wow jade legalnie… Niestety brakuje w nim podstawowej informacji. Czy stać mnie do cholery na kolejny bilet ??????

Możesz oczywiście wejść na stronę, sprawdzić „portmonetkę” albo zadzwonić na automatyczną infolinię. Ale 10 znaków więcej nie dało się MPAYowi upchnąć do ubogiego smsa.

 

Gdybym tylko jeździł częściej – miał bym kartę miejską, rzadziej- bilet w kieszeni, kupił bilet u kierowcy – jak by ten miał terminal, lub mógł wydać ze stówy … a tak jestem skazany na MPAY.

 

Przez kilka miesięcy używania, ze cztery razy w autobusie dowiedziałem się, że nie mam środków na koncie na kolejny bilet, kilka razy usługa była niedostępna i kilka razy kupiłem dwa bilety, bo założyłem, że opóźnienie w SMSie jest wynikiem niedostępności usługi. Do tego prowizje i te wszystkie połączenia …. Jasna cholera …. $$$$$$$$$ kogo ja dorabiam?

Poza tym podobno nie każdy kanar ma urządzenie weryfikujące kody … i pewnie to nie koniec komplikacji.

 

Myślałem, że już się takich gównianych produktów nie robi :(

wstęp do śmierci

enigmatyczny tytuł. dzisiejszy dowcip na bashu przypomniał mi ciekawy problem, na jaki zwrócił mi uwagę .. chyba Cabi?

>mon< zastanawiales sie kiedys, co zostanie po tobie na tym swiecie?
>Gavron< profil na naszej klasie :/

no właśnie. zakładamy profile – liczby idą w miliony. potem nagle ludzie umierają – mniej lub bardziej naturalnie [o ile śmierć może w ogóle być nienaturalna] i zostają ich zdjęcia, informacje, przemyślenia, pliki… czyli to, co dziś jest zalążkiem 'memory dumpu’, backup rzeczywistości. co teraz firma, która przechowuje informacje ma zrobić? oczywiście najmniejszym problemem jest to, że takie pliki leżą sobie odłogiem. można tu wprowadzić politykę w stylu '5 lat nieużywane – do kosza’. poważniejszym aspektem, który powinien być rozwiązany prawnie to kto ma prawo do tego profilu? czy rodzina możne przejąć konto? czy może dostać się do pliqw i danych? mogą tam przecież być informacje działające na niekorzyść truposza i być może by sobie nie życzył .. a może odwrotnie – właśnie.
rozwój portali i takich przechowalni danych to w zasadzie ostatnie 1o lat. z tego tak 'na oko’ ze 3-4 lata prawdziwego boomu. w tym czasie umarło stosunkowo niewiele osób zwłaszcza, że większa część odbiorców to osoby młode. a w pewnym wieq o takich drobnostkach się nie myśli [sursum corda vs memento mori (; ].

warto się zastanowić nad tym, gdzie jesteśmy przechowywani – wszak to nasze myśli, wypociny, fragmenty rzeczywistości – i mogą mieć bardzo różną wartość.

eN.

SSD a prędkości

 Ostatnio miałem okazje pobawić się dyskami SSD – jednym Kingstonem 64GB, o sugerowanej prędkości 100/80; i drugim G.Skill 256GB o prędkościach odpowiednio 200/180MB.

Na pierwszy rzut poszedł kingston. Rzeczywiście, waga dysku, jak również wszechobecny plastik zamiast znanych z hdd aluminiowych obudów robi wrażenie. Na duży plus dysku można zaliczyć w szczególności cenę – 400zł za 64GB to już cena którą normalny użytkownik jest w stanie zapłacić.  Kolejną miłą niespodzianką w wersji testowanej jest załączona kieszeń 2.5″, oraz bootowalna płytka do szybkiego przeniesienia zawartości poprzedniego dysku na nowy. Kieszonkę oczywiścię wykorzystałem do przetestowania SSD – HD Tune pokazał ok 20MB/s. Po przełożeniu do kieszonki wykorzystującej eSATA, transfer wyraźnie się poprawił, i pozostawał na poziomie 94MB/s.

Po skolonowaniu dysku czas było zobaczyć co tak właściwie daje SSD.Do testów wykorzystałem moją stareńką już Toshibę m400 – Core 2 Duo T7200, 2GB RAM, Windows 7. Na dyskach hdd, nawet 7200, pod Windows 7 dało się zaobserwować dosyć częste momenty gdy system stawał, a jedyne co można było obserwować to diodę dysku twardego.I to przy obciążeniu CPU na poziomie 20-30%. Do tego czas otworzenia programów, czy startu systemu, pozostawiał dużo do życzenia – zanim system wystartował, i uruchomił wszystkie programy, a co za tym idzie umożliwił pracę mogłem nie tylko zrobić kawę, ale praktycznie ją w połowie wypić.

Jakie wrażenia z SSD? Po pierwsze system startuje zdecydowanie szybciej. I to odczuwalnie szybciej. Po zalogowaniu programy po prostu się pojawiają, przy czym od razu można korzystać z funkcjonalności systemu – uruchamiać inne programy, dostać się do Menu Start czy Mojego Komputera – bez konieczności czekania aż wszystko się załaduje. Praca z komputerem staje się po prostu przyjemnością, bez potrzeby ciągłego patrzenia się na diodę dysku, czy analizowania jaki program aktualnie próbuje się do dysku dobić. Moja Toshiba zyskała praktycznie drugie życie.

Oczywiście sa też małe minusy – czas instalacji programów które maja tysiące plików po 1kb się wydłużył. Ale na szczęście czasy gdy programy miały tysiące plików praktycznie minęły, i tylko przy portach z linuxa jeszcze  da się tę tendencje zaobserwować.

Kolejnym dyskiem do testów był G.Skill 256GB. Jak poprzednio, na pierwszą linię poszedł test USB. Wyniki były troszeczkę lepsze – ok 30MB/s. Przy teście eSATA wyniki podskoczyły do 99MB/s. 99? Miało być przecież 200. Hmm… szybki rzut oka na parametry dysku. Winą okazał się kontroler – zamiast prędkości SATA (150MB/s), po prostu pokazał że korzysta z UDMA 5. Było to o tyle dziwne, że komputerem testowym była ledwie dwuletnia stacjonarka oparta o procesor Q6600 i płytę asusa. Do tej pory myślałem że jeśli płyta główna ma złącza SATA, to powinna obsługiwać maksymalną przepustowość tego interfejsu. Jak się jednak okazuję, SATA to tylko złącze i rozszerzenia komend, czy obsługa hot-plug. No i oczywiście negocjacja prędkości, przy czym zachowanie prędkości maksymalnej nie jest wymagane. Tak więc moja stacja testowa obsługuje maksymalnie UATA5, czyli transfer do 100MB/s. W sumie trudno się dziwić – w czasie gdy powstawała nikt nie słyszał o szybkich dyskach SSD, a standardowy hdd działa na poziomie 60-70 MB/s na początku dysku, do 30-40 na końcu.

Jako że stacja testowa nie miała odpowiedniej mocy do testów, postanowiłem wykorzystać Toshibę – jednak wynik okazał się podobny. Cóż, obsługa prędkości SATA I (1.5Gb/s, przy czym realnie ok 170MB/s) została wprowadzona dopiero w chipsetach Intela 965, a toshiba bazuje na 945. Pozostaje mi jeszcze przetestować na firmowym Lenovo czy uda się wykorzystać pełen potencjał dysku.

Podsumowując – SSD warto kupić. Ale najpierw trzeba przeanalizować czy sprzęt do którego chcemy wsadzić SSD jest w stanie obsłużyć odpowiednią klasę dysku. Czy kontroler SATA w systemie jest w stanie obsłużyć dyski SSD II Generacji (ok 100/80) – standardowy kontroler, III Generacji (<200, <160)- kontroler obsługujący SATA I, czy IV Generacji ( czyli III generacja z buforem zapisu, oraz raidem na kościach 200>, 160>) – SATA II.

ActiveSync na SBS

na SBS wszystko jest inaczej, przeciwnie do zaleceń. to tak w ramach porannych przemyśleń.
problem: nie działa ActiveSync
opis: no nie działa. niby się łączy, w logach widać, że coś się pojawia, coś niby odpowiada – ale cisza. po zajrzeniu do eventvwr widać wpisy o błędach HTTP 5o1.
rozwiązanie: ActiveSync nie działa przy kombinacji FormBasedAuth+SLL. site musi być bez SSL i FBA. trzeba więc założyć drugą wirtualkę dla '/Exchange’ – jak się okazuje w SBS powinno to być zrobione automatycznie – i w rzeczy samej w rejestrze był wpis pokazujący na katalog 'exchange-oma’. jednakowoż samego katalogu zabrakło. piszę skrótowo ponieważ pełne rozwiązanie jest step-by-step na stronach technetu.

wnioski: podstawowy wniosek to nie używać wizardów w SBS – zwłaszcza przy połączeniu zdalnym. taki wizard powinien teoretycznie założyć owy katalog i wszystko skonfigurować. w rzeczywistości poza przestawieniem bramy na siebie samego nic nie zrobił bo się wywalił. w ogóle używanie wizardów to ryzyko – nigdy nie wiadomo co taki czarodziej sobie wymyśli – istny prestidigitator, który pomacha rękami i gołąb zniknie. nikt nie musi wiedzieć, że zwierzak nie przeżył występu.
wniosek drugi: SBS to wynalazek szatana.

eN.