11/4/07

Zainspirowane: http://technopolis.polityka.pl/?p=170

Dwa nowe rewolucyjne wynalazki facebook i twitter? Czy możemy opanować przez chwilę hurraoptymistyczne podejście, do każdego systemu, który pojawi się w sieci, a pojawiają się ich krocie.
Czy ktokolwiek jest wstanie podać racjonalny argument, który przemawia, aby masowo i nagminnie korzystać z takiego grono.net, facebooka i twittera (w yuwie.com nam za to już płacą – odpada!). Co takie daje to „bycie online”? Publikuje posty, pisze bloga, wrzucam zdjęcia, filmy, muzykę, patrze co za szmelc wrzucili nasi znajomi i znajomi znajomych i nieznajomi. Spędzam przed komputerem godziny, w pracy oszukuje tylko swojego pracodawce, w domu zaczynam oszukiwać siebie. Czy umożliwienie każdemu tworzenia i masowego publikowania swoich najczęściej żałosnych pomysłów i przemyśleń jest tak fenomenalną ideą, a co gorsza przeglądanie tego jest tak istotne? Na pewno jest to znak czasów, jest do sposób na zmianę naszej cywilizacji, zmieni to nasze horyzonty myślowe i percepcje rzeczywistości, szczególnie młodych osób, które stykają sie z tym „od początku”. I bez wątpienia jest to dobre. Ale traktowanie tego jako czegoś obowiązkowego, modnego, koniecznego i ślepe pianie nad tym jest co najmniej nieprofesjonalne.
Opanujmy sie i popatrzmy, co to daje. Czas potrzebny na bezsensowne przeglądanie sieci i wrzucenie tam jeszcze więcej śmiecia nie zostanie nam zwrócony, ludzie zaczynają „spędzać czas” w internecie, niestety nie nad stronami z informacjami przygotowanymi przez specjalistów, tylko przez innych, nazwijmy ich przez grzeczność „zwykłymi użytkownikami sieci” jaką jakość mają te informacje?, jaką wiedzę niosą?
Czy ktokolwiek czytałby książki, gazety, czy oglądał programy tv, które byłby robione przez absolutnych amatorów, którzy nawet tego nie ukrywają. Czy ktokolwiek wydałby na to złotówkę? Nie sadzę, ale to jest w internecie, i jest modne. Pod tym chorym hasłem można sprzedać dowolny szmelc i jest sie trendy. Kubeł zimnej wody zostanie wylany na wszystkich, albo bardzo drastycznie, w postaci kolejnego krachu .com (tym razem w wersji 2.0), o którym już niektórzy przebąkują, albo… w znacznie gorszym scenariuszu… za kilka, kilkanaście lat ockniemy się ze świadomością, że wśród masy informacji, niemożliwe staje się znalezienie czegokolwiek wartościowego, ludzie są wykształceni przez blogi znajomych, ich jedynym zajęciem jest tworzenie kolejnych, jakość wiedzy spadnie tak drastycznie, że nieliczne jednostki, które przeczytały trochę książek na studiach (i na nie dotarły) będą warte fortunę, a reszta, wyprana z inteligencji „zwykłych użytkowników sieci” będzie ślepo klikała w kolejne linki i banery (korporacje już zacierają ręce…). Mam nadzieje, ze się mylę, bo cywilizacja nam trochę przyspieszyła i ciężko jest przewidzieć, co sie stanie za lat 5. Ale zamiast ślepo podążać owczym pędem, warto czasami zwolnić i zastanowić sie nad tym co nas otacza, co robimy i jakie są tego konsekwencje.
Przypomnę: nie kwestionuję rewolucji internetowej, możliwości, które daje, bezproblemowego kontaktu z każdym i łatwym dotarciem do sporej części informacji, sam tworze blogi, mam konto na jednym z serwiswów, ale nie jest sposób na życie, to jego cześć, wcale nie tak strasznie istotna!
Mój ulubiony cytat: „nadgorliwość gorsza od faszyzmu” pasuje tu jak ulał.

-o((:: sprEad the l0ve ::))o-