rozumiem problem prywatności i tego, że nasze dane są przechowywane w różnych miejscach ale przez ostatnie kilka dni tyle razy ktoś zwracał na to uwagę, że zastanawiam się czy ta paranoja nie jest zdeczka przesadzona. kilka przykładów z ostatnich 24h:
- dane do karty miejskiej w ZTM. faktycznie – po co im te dane? ale czy zarejestrowanie jej powoduje, że faktycznie ktoś będzie w stanie wykorzystać… no właśnie – co? mój numer dowodu? wydaje mi się, że można go zdobyć na 1o.ooo innych sposobów. o tożsamości dużo pisze gibon i podaje tam tyle przykładów, że zastanawiam się, czy podanie firmie swoich danych czy ich nie podanie zmienia co kolwiek? rozmowa skończyła się tym, że moje dane finansowe przekazywane sa do USA
- fotki na FB. gdybym się bał o swoją tożsamość tak potwornie, to bym w ogóle nie zakładał tam konta [jak część z moich znajomych – tych „najbardziej dbających o swoje dane”]. ideą tego portalu jest wymiana informacji pomiędzy użytkownikami, i utrzymywanie jakiegoś kontaktu. nie wpisuje tam za dużo swoich danych ale czy dodanie jakiejś fotki czy wysłanie wiadomości z 'trochę bardziej wrażliwszą informacją’ jest na prawdę niebezpieczna? jakoś nie chce mi się wierzyć, żeby działał 'projekt FBEchelon’ i ktoś skanuje wszystkie rozmowy – kim ja niby jestem, żeby mnie ktoś konkretnie wiskał?
- no a teraz komentarze do publicznego DNS google… przecież w firmach i tak ustawiane są wewnętrzne a w domu od ISP – ten addr jest zajebisty w prostym scenariuszu: coś, gdzieś na szybko trzeba sprawdzić i nie pamięta się addr. „normalnych” serwerów – ode wieków mam w notatkach w telefonie addr kilq addr DNS właśnie na taką okazję, a teraz ich nie będę potrzebował…
reasumując – nie wiem czy ja jestem aż tak naiwny czy ludzie dookoła zaczynają paranoizować? pod ostrzałem uwag i komentarzy straciłem możliwość „zdroworozsądkowego podejścia” bo autentycznie zaczynam się bać – a strach prowadzi do paranoi. czy ktoś ma jakiś przykład [choćby z drugiej ręki] wykorzystania np. nr-u dowodu osobistego? gdzie jest środek ciężkości? czy mam zrezygnować z kart płatniczych [bo przecież wiedzą co, gdzie i kiedy qpuję – zresztą dla tego często korzystam z bankomatów q:], czy mam wyrobić fałszywy dowód i zacząć rejestrować się na fałszywych danych?
co z ogólnie rozumianym SSO [takim życiowym – np. jedna karta do kilq systemów, openIdentity i inne wynalazki?]? czyż nie chcemy ułatwiać sobie życia? aby to było możliwe *musi* istnieć jakieś ID powiązane z innymi ID w stałej relacji i zawsze na końcu wiąże się to z jakimiś danymi.
grrrr… nie dość, że ostatnio generalnie się zgubiłem to jeszcze wpadnę w paranoję q: może warto przeprowadzić się do Afryki albo Ameryki Południowej… albo zaginąć w tłumie w Indiach – tam nie ma kontroli urodzeń, można żyć bez dowodów i mieć wymyśloną tożsamość. czy ceną za wygodne życie nie jest *zaufanie* do instytucji z których się korzysta? [ot choćby, że jak dzwonię po taxi to wiedzą kto dzwoni i gdzie jeździłem – niebezpieczne? dla mnie po prostu wygodne, bo oszczędza mi każdorazowego przedstawiania się, skąd jadę etc.]
eN.
Kodak
Mike
nExoR
cabi
kojn
mwd