Boxee czyli rewolucja w domowym centrum rozrywki (reklama bezpłatna)

Gdy po raz pierwszy odpaliłem na swoim PC z Win95 plik z filmem w formacie .avi, reklamujący nowoczesną i nieznaną wówczas technologie DirectX, dołączonym do płyty CHIP’a Windows 95 (którą będę pamiętał do końca życia) zrozumiałem, że odkrywam nieznane.
Gdy klika lat później kleiłem do kupy pięć, stu-megabajtowych części jakiegoś softpornosa, przyniesionych na 5 dyskietkach ZIP, o takiej właśnie pojemności, czułem się pionierem nowoczesnych technologii.
Teraz wiem, że nauka nie poszła na marne. Przez długie lata testowałem różnego rodzaju rozwiązania, mające zamienić dom w centrum multimedialne. Zaczynałem od dwudziesto-dziewięco calowego telewizora, podpiętego do karty graficznej, która miała wyjście wideo z przejściówką wielkości szczotki od odkurzacza i z tego powodu kosztowała majątek, przeszedłem przez technologie S/PDIF, transmitującą dźwięk (wtedy jeszcze stereo) za pomocą fal optycznych, dzięki temu mój wzmacniacz grając, nie buczał jak popsuty zasilacz. Odrzuciłem laptopy z wyjściami DVI, aż w końcu dorobiłem się minMaca, który miał być finalnym rozwiązaniem, a był małym wrzodem na dupie – bo działało wszystko, ale nigdy nie tak jak chciałem – Front Row był zajebisty, ale nie wiedział co to mkv i napisy, iTunes zawieszał sie katalogując zbiory mp3, MPlayer nie zawsze znajdował napisy, iPhoto miało w nosie moje zbiory fotografii na dysku sieciowym, a VLC wyświetlał za grube napisy. Picassa dawała rade ze zdjęciami, ale filmy się jej gubiły. Trzy różne aplikacje na androida zawsze inaczej obsługiwały iTunes czy Songbirda. Media center streamowało filmy do mojego Xboxa, ale znów bez napisów. PS3 media serwer, był „prawie” zajebisty, gdyby nie konieczność włączania PC i kaleka obsługa streamingu mkv, z napisami nie wspominając o braku przewijania.
Nagle nadeszło zbawienie. Łukasz, dziękuje, za te pięć prostych liter – BOXEE. Wciąż darmowa, przepiękna i cud – ergonomiczna nakładka na Maca/PC, zamieniająca ten złom w FronRow’a dla ludzi.
Cały ten jebnik fotografii, filmów i mp3 nazbierany przez dziesięć lat jest obsługiwany pilotem z 6 przyciskami – góra, dół, lewo, prawo, enter, cofnij. To jedyna aplikacja która skatalogowała moje filmy, podpięła pod nie okładki i opisy z IMDB, potrafi wyświetlać fotografie i filmy zgromadzone w jednym katalogu, nie zawieszając się zbytnio. Fakt, nie umiem jeszcze kolejkować mp3 i nie potrafię uruchomić streamingu jedynej słusznej muzyki- dogglounge.com, a shoutcast ma jedynie kilka stacji, ale sumarycznie jest to potęga. Wspomnę jeszcze: wyszukiwanie napisów, wizualizacje, katalogowanie, naprawdę śliczny interfejs, mój ulubiony sajt z trailerami gierek i kilkadziesiąt podczepianych aplikacji-pluginów z YouTube na czele, które mówią jedno: TV i Radio jakie znamy dla mnie umarło na zawsze.
KRRiTV jawi mi się jako instytucja równa ministerstwu głupich kroków, tylko nie jest tak śmieszna, ale to temat na osobny artykuł.
Polecam: http://www.boxee.tv/.
CDN
PS – zapomniałem, są jeszcze RSS’y, wypożyczalnia filmów (tylko w stanach niestety), podczepianie pod fejsa i masa innych przerażających opcji.

na nudę

zamiast telewizji: Ideas worth Spreading czyli TED – masa fajnych prezentacji, robionych przez najtęższe głowy ze wszelakich dziedzin. możliwość wyszukiwania po nazwisq i tematyce. wiele filmów ma tłumaczenia na polski [również można wyszukać po tym warunq]. na zachętę polecam Bill Gates on energy – Innovating to Zero oraz Steve Jobs: how to live before you die.

i fajny projekt – http://www.filmy-dokumentalne.pl – zbiór ładnie pokatalogowanych filmów doqmentalnych.

eN.

“chmura” aka “cloud” – czysty marketing?

Od ok. roku bardzo dużo mówi się o cloud computingu czyli o “chmurach”. pojawia się wiele artykułów gdzie co i róż pada “rozwiązanie w chumrze”, “chmury prywatne”, “chmury publiczne”, Windows Azure, Hyper-V i wiele innych pojęć. Kiedy zacząłem szukać po oficjalnych portalach okazuje się, że jak zwykle wszystko jest zamydlone marketingiem – nikt nie raczy w prosty sposób wyjaśnić co tak na prawdę kryje się pod pojęciem “cloud computing”, czym jest “chmura” jak ma się do tego Windows Azure etc. Najlepiej wyjaśnia to na swoim blogu Mariusz Kędziora, dla tego pozwolę sobie zbiorczo zamieścić linki:

Dla tych, którym czytać się nie chce, w bardzo dużym skrócie:

“Cloud computing” to obecnie używana nazwa do usług hostingowych. Ze względu na pojawienie się wielu nowych technologii oraz dojrzałości tego rynku, wytworzył się cały warstwowy model “chmury”. Hosting był do tej pory kojarzony z platformą Web lub jakąś aplikacją, jednak czasy się zmieniają (; na dzień dzisiejszy można sobie wyobrazić scenariusz, gdzie całe środowisko jest “w chmurze” – jedyne czego firma będzie potrzebować to cienki klient do podłączenia się do serwera. Scenariusz rysuje się tak:

Przychodzi nowy pracownik do firmy. Osoba z IT loguje się do System Center Virtual Machine Manager Self-Service Portal, gdzie z gotowego szablonu tworzy nowy komputer. Komputer jest oczywiście maszyną wirtualną działająca na Hyper-V. SCVMM tworzy nową instancję maszyny, z predefiniowaną konfiguracją. Użytkownik przy pomocy cienkiego klienta łączy się do swojego środowiska pracy. Na komputerze jest zainstalowany Microsoft Office. Obecnie jest już kilka firm na rynku, które oferują hostowane wersje Sharepoint, Exchange, Lync (dawny OCS) czyli całe biurowe środowisko pracy użytkownika. MS Office ładnie integruje się ze wszystkimi wymienionymi usługami a więc wszystkie pliki mogą być trzymane “w chmurze” – właśnie na SharePoint. Dzięki temu, że wszystko jest zdalne, po skończeniu pracy, maszyna użytkownika jest usuwana zwalniając zasoby.

To nie jest Science-Fiction – już teraz istnieją rozwiązania pozwalające technologicznie na taki scenariusz. Z punktu widzenia biznesu jest to zwolnienie firmy od odpowiedzialności za licencje, sprzęt, gwarancję itp itd. Pozostaje odpowiedzieć na pytanie zadane w tytule – czy to jest czysty marketing?

Wiadomo, że nie ma “złotego rozwiązania” dla wszystkich. Rozwiązania cloudowe są jednak na tyle dojrzałe, że warto interesować się nimi już dziś – na pewno może przynieść to firmie oszczędności, nawet jeśli wykorzysta się tylko fragment rozwiązania – np. część usług hostowanych u zewnętrznych dostawców. Dzięki temu likwiduje się potrzebę:

  • kupna sprzętu
  • licencji na wsparcie
  • zapewnienie redundancji dla usług krytycznych
  • licencji na systemy operacyjne dla serwerów
  • oprogramowania serwerowego [np. Exchange Server]
  • licencji dla użytkowników
  • powierzchni dyskowej
  • koszty obsługi tych usług – zatrudniania specjalistów, czas potrzebny na dbanie o środowisko, zabezpieczenie środowiska

Dla dużych firm, które jednak wolą mieć własną infrastrukturę jest “prywatna chmura”, czyli dynamiczne centrum danych pozwalających na zbudowanie samemu opisanego scenariusza.

Widać, że “chmura” nawet jeśli jest rozdmuchanym hasłem – nie dzieje się tak bez powodu. To może po prostu przynieść wymierne korzyści.

eN.

ten wpis również na technet

Facebook Unified Communication

They will receive your message through whatever medium or device is convenient for them, and you can both have a conversation in real time. You shouldn’t have to remember who prefers IM over email or worry about which technology to use. Simply choose their name and type a message." – przypomina cytat reklamujący Microsoft Unified Communications. podstawowa różnica [i siła] FB to zorientowanie na społeczności podczas, gdy cały UC jest skierowany na office/biznes. jak dotrzeć do ludzi? najlepiej jeśli będą sami do siebie docierać – społeczność. rynek prywatny nie chce płacić za produkty – nikt nie qpi do domu OCSa czy Cisco – ale każdy może skorzystać z darmowego skype czy FB [ciekawe jak będą obsługiwać SMSy]. chwała temu, kto zaproponuje podobny model biznesowi.

oglądaliście “social network”? o ile zuckerberg twierdzi, że film nie ma wiele wspólnego z prawdą, o tyle reżyser i scenarzysta zapewniają, że dołożyli wszelkich starań aby historia była opowiedziana akuratnie. film o tyle ciekawy, że pokazuje jakim predatorem jest FB i w jakim tempie zdobywa rynek. i o ile mam zaufanie do projektów ‘passport’ czy ‘openid’ o tyle cały ten FB Connect i pomysł SSO dla aplikacji na FB jest lekko przerażający… przerażający, bo jeśli zapytam dowolne 1oo osób to 98 nie będzie wiedzieć co to jest openID, i te same 98 będzie wiedzieć co to FB… predator z wątpliwą reputacją przejmie rolę globalnej bazy tożsamości? z jednej strony aż się marzy o takim systemie, żeby w końcu portale zaczęły chętniej korzystać z globalnych baz i nie trzeba będzie wszędzie mieć oddzielnych loginów, ale do cholery… niech to nie będzie system portalu społecznościowego! zresztą i niech sobie będzie – ale niech ochrona prywatności i danych będzie kontrolowana przez zewnętrzną instytucję, model prywatności przejrzysty i jasno określony – w obecnym stanie, trzymana de facto przez prywatną osobę [tak podatną na wpływy], która może mieć zły dzień… fuj.

eN.

chrom

zmiana

ile to już czasu używam FF? ha! https://www.w-files.pl/opera-vs-firefox-2/ 18.o4.2k6 – 4,5 roq! nie zgadłbym, że to już tyle. przed FF długo używałem opery i z dokładnie tych samych powodów co uprzednio, czas zmienić przyzwyczajenia. FF zaczęło szwankować – wychodzi wersja za wersją, ciągłe niekompatybilności wtyczek, w końcu doszło do tego, że zawiesza się cały proces plugin container – pomimo odinstalowania praktycznie wszystkich wtyczek. szybciej jest sprawdzić coś nowego niż debugować czemu i ciągle przeinstalowywać. nadszedł czas na produkcyjne testy chromu. moloch. molochy – jak dinozaury – w końcu wyginą.

pierwsze wrażenie – rewelacja. szybka instalacja, świetny import wszystkiego z FF, “internet działa szybciej” (; – faktycznie renderowanie jest dużo milsze oq. jak każdy produkt nie pozostaje jednak bez wad – kłopoty z dobraniem dodatków – o ile przy FF wybór stawał się zbyt duży, dla chrome jest zbyt mały. wtyczka do nagiosa nie potrafi uwierzytelnić usera domenowego, brak download managera, ograniczone możliwości dodatków. podobna sytuacja z opcjami – jednym z powodów dla których FF zaczął mnie męczyć była duża ilość opcji, umieszczona w pasqdnym, nieergonomicznym interfejsie, gdzie w podopcjach, podzakładkach zakładki naćkane są ustawienia… chrome natomiast wydaje się traktować wszystkich na równi – jak idiotów – i nie dysponuje możliwością ustawienia niektórych “zaawansowanych” opcji – jak np. ostrzeżenie podczas ściągania pliqw exe.

w chrome nie ma “about:config” ): jest kilka ukrytych stron ale czysto informacyjnych.

wiemy o Tobie wszystko

jednym z powodów, dla których długo zwlekałem z chromem była odwieczna dysqsja – ile o Tobie wiedzą? “oni” – to różne instytucje, a w przypadq google… to skarbnica wiedzy. dosłownie. co przeglądasz, kiedy, gdzie, poczta.. jeszcze przeglądarka. niektóre dodatki wysyłają informacje na bieżąco co staje się dodatkowo przerażające. dochodzi się jednak w pewnym momencie do prostego równania:

wygoda/bezpieczeństwo = -1

i kwestia tego, żeby każdy podstawił odpowiednie dla siebie wartości. centralizacja, SSO – to wszystko fajne, ale każda scentralizowana informacja daje potencjalnie pojedynczy punkt ataq – jak zwornik w łuku. wygodnie, ale mało bezpiecznie. cóż – Internet jest jak każde inne społeczeństwo – uczestnicząc w jego życiu w jakiś sposób stajemy się osobami publicznymi.

ciekawostką jest plugin “googlealarm” dla FF (beta dla C) informujący kiedy wysyłane są dane do serwerów google. raczej dla testów, bo kto jest w stanie wytrzymać ciągłe wycie syreny? (; [jest wersja bez dzwięq]. 

trochę statystyk

lubię statystyki. dają do myślenia…

na w3schools dostępne są statystyki udziału przeglądarek [IE sumarycznie] [ciekawostka – jak totalnie rozbieżne są ze statsami z netmarketshare!! i komu wierzyć? ] . spodziewałem się, że chrom zabierze użytkowników przede wszystkim operze – w jakiś sposób wydają mi się podobne. jak jednak widać O trzyma się dobrze i w miarę stabilnie w okolicach 2,3%. być może w statystykach są urządzenia mobilne typu smartphony? brak niestety tej informacji. na pojawieniu się C nie straci również FF – utrzymując się z ok. 45% udziałem… robi się zabawniej, kiedy spojrzeć na safari [fuj!], który z 2.2 wzrósł do 3,5 w ciągu ostatnich dwóch lat. the looser is…. IE!! w pierwszej kolejności obrywa IE, który z niemal 5o% udziału spadł do 3o%. potwierdza to spostrzeżenie, że eMeS przestaje sobie radzić na nowoczesnych rynkach, pozostając molochem, który reaguje zbyt wolno – totalna porażka “kin” (po kilq latach projektu sprzedano ponoć 5oo sztuk – LOL), brak jasności w kwestii przyszłości windows mobile i ciągła utrata rynq, wyszukiwarka (bing jest na 4tym miejscu za yahoo i … baidu)… jeśli eMeS nie zmieni polityki to w ciągu kilq lat zostaną zepchnięci do niszy – bo pecety . a to źle wróży dla osób zajmujących się tymi produktami – jak ja, bo przekwalifikowanie się na nowe systemy łatwe nie będzie. co prawda nie udało mi się znaleźć statystyk “stacjonarnych PC vs urządzenia mobilne” ale to również z powodu trudności zdefiniowania “urządzenia mobilnego”. ilość wszelkiego rodzaju sprzętu jest po prostu zatrważająca ale trend jest dość oczywisty – stacjonarny blaszak staje się jak konsola – nie stanowi już wielkiego ekosystemu, a staje się “narzędziem” do konkretnych celów. oczywiście eMeS ma wspaniały dział R&D a środowisko “ofisowe” nie jest jedyną niszą niemniej fakt pozostaje faktem “Microsoft” jest kojarzony z “Windows” – i jeśli nie zmienią tego szybko, to nie przetrwają tego, bo marketing to “brand” – budowanie marki.

 

eN.