3/6/07

Każdy ma jakąś ulubioną książkę, film, gre.. no nie jedną, kilka. A co ma człowiek z branży? Ulubioną technologie.
Fanatycy mogą dla mnie podpalać się na stadionach w imię protestu przeciwko gigantowi z Redmont, ja natomiast na moim prywatnym ołtarzyku stawiam sobie kadzidełko za shadow copy, czyli technologię, która umożliwią min.: tworzenie co określony czas (np 2 godziny) pełnych obrazów danych udostępnianych na serwerach plików, praktycznie bez zajmowania miejsca dyskowego. Każdy, kto pracował jako administrator, do najbardziej nudnych rzeczy jakie mógł sobie wyobrazić zakwalifikował na pewno odzyskiwanie z backupu pliku, który użytkownik nieopatrzenie, albo przez swoje nieprzystosowanie do życia skasował lub nadpisał. Procedura wyglądała mniej więcej tak:
1. Użytkownik dzwonił, bo skasował sobie plik.
2. Prośba do użytkownika o maila z informacjami: gdzie ten plik był, kiedy został utworzony i kiedy został skasowany i kiedy ostatni raz zmieniany. Ktokolwiek pytał o coś użytkownika wie, że odpowiedz na te pytania nie jest prosta i wcale nie zależy od jego IQ. Skąd on ma to wiedzieć, plik był, teraz nie ma. Każdy w życiu oddawał coś do naprawy i mówił: „Panie, nie działa, zrób Pan coś z tym”. Administrator ma znaleźć i tyle.
3. Po wyszarpaniu od użytkownika tych informacji (sam przysłał, bo mu zależy…) rozpoczyna się proces myślowy, mniej więcej taki: „jak utworzył plik miesiąc temu, skasował nie wie kiedy, nic nie zmieniał przez ostatnie dwa tygodnie, to przedostatni backup typu FULL powinien zawierać ten plik…. ”
4. Teraz już tylko znalezienie odpowiedniej taśmy (jeśli akurat nie jest w banku), mozolne przegrzebywanie się przez toporne interfejsy programów backupujących i… jest! Odpalamy odzyskiwanie.
5. Lecimy z tasiemką do serwerowni, wyciągamy bieżącą, wkładamy pożądaną.
6. Powrót na stanowisko pracy, w zależności od technologii (od DDS do LTO3) proces odzyskiwania trwał od kilkudziesięciu sekund, do kilkudziesięciu minut.
7. Zerkamy co jakiś czas czy backup się zrobił.
8. Zrobił się! Telefon do użytkownika, czy widzi, czy to jest ten plik… i jak to jest trafiliśmy to jeszcze rundka do serwerowni, wymiana taśm i powrót. Jak nie ten plik to impreza od początku.
Dzięki błogosławionemu W2k3 Serwer z opcją shadow copy wygląda to mniej więcej tak:
1. Użytkownik dzwonił, bo skasował sobie plik.
2. Trzymamy go na linii, mówi gdzie był ten plik.
3. Odszukujemy w obrazie sprzed godziny, kopiujemy i dziękujemy.
4. Użytkownik przesyła maila o treści mniej więcej następującej: „Jesteś Bogiem” (autentyk)
Oczywiście zawsze można się przejechać, bo to plik sprzed pół roku, albo akurat shadow copy odmówiło posłuszeństwa, ale tak akurat jest z każdą technologią. Delikatnie mówiąc postęp jest spory. Ilość czasu jaką sumarycznie na świecie zaoszczędzili administratorzy i użytkownicy jest ogromna, funkcjonalność doskonała. Po prostu technologia dla ludzi, a to Microsoft wdrożył, kto by pomyślał…
Myślę, że właśnie coś takiego powinno nazywać się postępem w informatyce, a nie quadro-Xeon z cachem, w którym zmieści się Matrix w HD.

-o((:: sprEad the l0ve ::))o-